W niezwykłym świecie realizmu magicznego
Nie jestem ekspertem, a ten artykuł nie jest rozprawą doktorską. To po prostu próba przybliżenia młodym pisarzom estetyki, zwanej realizmem magicznym. Skąd ten pomysł? Po pierwsze, niedawno przypadała rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych przedstawicieli wspomnianej tendencji estetycznej, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury – Gabriela Garcii Marqueza. Po drugie, zdaję sobie sprawę, że dla wielu młodych ludzi, ukształtowanych przede wszystkim na rodzimej literaturze (która z naturalnych względów stanowi większość kanonu lektur omawianych przez kilkanaście lat edukacji szkolnej), skupiającej się na kwestiach narodowo-wyzwoleńczych i pokrzepianiu serc, etosie pracy, religii i gloryfikowaniu narodu lub jednostek, by skończyć na tematach obyczajowych i społecznych, znajomość estetyki realizmu magicznego jest niewielka. W gruncie rzeczy, myśląc w tej chwili o literaturze, jaką serwowało się przez wiele lat uczniowi, a więc też młodemu czytelnikowi, trudno mi znaleźć jakiekolwiek odstępstwa od przytoczonej wyżej tematyki. Nawet romantyzm ze swoim uwielbieniem tego, co nadprzyrodzone, istniejące na płaszczyźnie metafizycznej, gdzieś w podświadomości, w Polsce został przytłumiony wspomnianym nurtem narodowo-wyzwoleńczym. Co nam po Wielkiej Improwizacji, co nam po Strachu i Imaginacji Kordiana, jeśli główne skrzypce w tej orkiestrze grają walka o Polskę, wyzwolenie Ojczyzny. Nie chciałbym być odebrany jako przeciwnik tego typu literatury. Uważam jednak, że problematyka narodowa w jakimś stopniu „zmodyfikowała” polski romantyzm, a skutkiem tego jest odmienne od tradycji europejskiej traktowanie tej epoki w nauczaniu szkolnym.
Dlaczego tyle o romantyzmie? To właśnie twórczość tego okresu stawia czytelnika wobec utworów przepełnionych wyobraźnią, nawiązaniami do legend, lokalnych wierzeń, mitów. Oczywiście w literaturze polskiego romantyzmu te elementy również odnajdziemy (by przywołać bodaj najoczywistsze przykłady wyciągnięte ze spisu lektur – Romantyczność, Świtezianka, Balladyna), jednak bardzo szybko taki obraz literatury epoki ustępuje Dziadom (szczególnie części III – przedstawianej w praktyce szkolnej, jako najważniejsza w całym cyklu), Kordianowi, Grażynie, Panu Tadeuszowi. Wszechogarniająca natura, ukazująca swe piękno, ale i maluczkość, osamotnienie i brak siły sprawczej człowieka w Stepach Akermańskich, ustępuje rozważaniom na temat powodów, dla których Mickiewicz podróżował po Krymie. Szalejące, nieokiełznane żywioły i bezsilność człowieka wobec nich, przedstawione w kolejnym sonecie wieszcza – Burza – szybko stają się punktem wyjścia do wprowadzenia zagadnienia motywu wędrownego – ojczyzny jako tonącego okrętu.
Wyżej opisane zjawisko sprawia, że gdy na liście lektur szkolnych, w kolejnym etapie edukacyjnym pojawiają się Sklepy cynamonowe Bruno Schulza czy Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa, młody czytelnik poznaje je w oparciu o uboższe – o literacką magię – kompetencje czytelnicze. Tym samym nie raz słyszałem, że powieści Bułhakowa nie da się czytać, a w prozie Schulza nie wiadomo, o co chodzi. Stąd też dalsze, pogłębiające się niezrozumienie literatury innej niż realistyczna, dające o sobie znać przy lekturze Ferdydurke Gombrowicza, Szewców Witkacego, Kartoteki Różewicza, czy Tanga Mrożka.
Przytoczyłem wiele tytułów, wielu pisarzy. Tworzyli oni w różnych epokach, a ich dzieła należą do różnych rodzajów i gatunków literackich, charakteryzują się odmienną estetyką. Łączy je jednak jedno – wszystkie, w pewnym stopniu, odchodzą od realizmu.
Uczą nas, że w literaturze ważna jest albo praca, albo naród i walka o wolność. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że nie ma już w tym wszystkim miejsca na odrobinę magii. A przecież literatura już u swoich początków wiązała się właśnie z magicznym postrzeganiem świata (by przytoczyć chociażby mity, czy powstałe w oparciu o nie dramaty i eposy starogreckie). Twórcy kolebki kultury europejskiej – Grecy – przez literaturę pragnęli dosięgnąć swojego wnętrza (katharsis). Nam wmówiono, że literatura powinna mieć charakter utylitarny – nawoływać do pracy (różnorakiej) lub do walki o wolność. Stąd może niezrozumienie literatury, która jest sztuką, literatury, odwołującej się do magii, stojącej u jej powstania. Stąd też być może realizm magiczny nie jest dominującym nurtem w naszej rodzimej twórczości. A szkoda.
Realizm magiczny to tendencja estetyczna, odwołująca się do wyobraźni, mitów, legend, wierzeń, operująca tym, co dziwne i niezwykłe. Ukształtowana w Niemczech na początku minionego wieku, pierwotnie w sztukach plastycznych, szybko zagnieździła się w literaturze, jako reakcja na ekspresjonizm (szczególnie niemiecki). Stała się jednym z głównych nurtów literatury Ameryki Łacińskiej. Tyle teorii.
Pewien znany mi pisarz, zapalony czytelnik utworów utrzymanych w estetyce realizmu magicznego, gdy wspomniałem mu, że przygotowuję się do popełnienia niniejszego artykułu, powiedział: „Realizm magiczny mówi najwięcej o aksjologii i świecie wartości, które są niezmienne”. Niech to będzie punktem wyjścia do analizy krótkiego opowiadania Samolot śpiącej królewny Gabriela Garcii Marqueza ze zbioru Dwanaście opowiadań tułaczych.
Utwór noblisty opowiada o mężczyźnie, podróżującym z Paryża do Nowego Jorku. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Taki wybór narratora zwiększa (jak pisaliśmy ostatnio na łamach Czytelni MasterMind) subiektywizm narracji. Zwiększa również wiarygodność zdarzeń, przedstawianych niczym relacja (a nie fikcyjne, zmyślone opowiadanie), z odwołaniem się do własnych (bohatera) przeżyć i przemyśleń. Nie jest też tajemnicą, że Maruqez podróżował po Europie, przygotowując zbiór opowiadań, w których znalazł się wspomniany utwór. Prasa dostarcza nam nawet informacji o tym, kim jest bohaterka Samolotu… jednak ja niezmiennie będę stał na stanowisku, że utwór literacki operuje fikcją, a bohaterowie są co najwyżej zbudowani dzięki inspiracji konkretnymi osobami, a nie nimi samymi. Wydaje się też, że dla Marqueza nie ma znaczenia to, kim są bohaterowie. Czy narrator pierwszoosobowy jest samym autorem, a kobieta, którą spotyka, to Silvana de Faria. Dzięki anonimowości postaci, pisarz czyni bohaterów everymanami i tym łatwiej jest mu wtłoczyć w nich cechy, słowa, myśli, pozwalające dotrzeć do wartości, o których pisze, często nie wprost.
Ciekawe jest to, że w Samolocie śpiącej królewny nie znajdziemy nawiązań do mitów, legend i wierzeń, co jak wspomniałem jest jednym z elementów, po które chętnie sięgają tworzący w estetyce realizmu magicznego (choćby sam Marquez, w nagrodzonej Noblem powieści Sto lat samotności). Nie znajdziemy tu także zdarzeń, czy postaci fantastycznych, w takim znaczeniu, w jakim zwykło się o nich mówić w innych gatunkach i konwencjach literackich (np. w fantasy). Ale nie oznacza to wcale, że w Samolocie… magii nie ma. Jest i to bardzo dużo. Tyle, że jest to magia na innym poziomie. Jest to magia zagnieżdżona w wyobraźni, magia odwołująca się do tego, co cudowne, niezwykłe. Magia, polegająca na odnajdowaniu w codziennych zdarzeniach i mijanych ludziach aspektów wyjątkowych. Magia spojrzenia, niezwykłego widzenia, dostrzegania elementów niepowtarzalnych i ulotnych. I tego typu magia istnieje niemal w każdej myśli bohatera – oczekującego na samolot do Nowego Jorku, a następnie podróżującego pierwszą klasą, obok niezwykłej kobiety. Jest to ta magia i wyobraźnia, które dostrzegam w Osiem i pół Federico Felliniego za każdym razem, gdy na ekranie pojawia się Claudia (grana przez Claudię Cardinale), czy wielu innych filmach, gdy czas zdaje się zwalniać dzięki wykorzystaniu efektu slow motion.
Jak wspomniałem wyżej, przytaczając słowa znajomego twórcy, realizm magiczny najwięcej mówi o aksjologii, czyli o wartościach. Tak też jest w omawianym utworze Marqueza. Utwór ma budowę trójwarstwową. Wyróżniamy rzeczywistość pierwszego rzędu, tę najbardziej przyziemną, codzienną, na poziomie której poznajemy człowieka, przechodzącego odprawę przed lotem przez ocean, czekającego na opóźniony samolot i lecącego kilka godzin do Nowego Jorku. Mamy rzeczywistość drugiego rzędu, dziejącą się w wyobraźni, podświadomości, wspomnieniach i przemyśleniach bohatera. To tutaj właśnie normalnym zdarzeniom nadawany jest charakter magiczny. To tutaj pojawia się nierealność, z której wyzuta była rzeczywistość pierwszego rzędu.
Poprzez rzeczywistość magiczną (drugiego rzędu) docieramy jednak dalej, bo ona nie jest celem samym w sobie, a jedynie nośnikiem, narzędziem, które ma nas doprowadzić do prawd i wartości uniwersalnych. Takich, które dotykają każdego z nas. Takich, nad którymi nie zastanawiamy się na co dzień, a refleksje nad nimi pojawiają się właśnie w tych chwilach magicznych, w których nasz czas zwalnia, zmysły wyostrzają, a my doświadczamy czegoś niezwykłego w tym najzwyklejszym ze światów.
„Chcąc ją udobruchać” – pisze Marquez – „zapytałem, czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia. «Jasne, że wierzę – odpowiedziała. Inne są niemożliwe»”. Gdy się dokładniej przyjrzymy tym słowom, odnajdziemy w nich nie tylko prostą, kurtuazyjną wymianę zdań pomiędzy bohaterem, a pracownicą lotniska. Noblista odwołuje się do uniwersalnych wartości. Słowa epizodycznej bohaterki mogą być punktem wyjścia do rozważań nad pojęciem miłości, jego postrzeganiem, rodzajami, wreszcie kondycją i znaczeniem tego uczucia u nas samych. Podobnie czyni, choć już nie zadając pytań i nie udzielając bezpośrednich odpowiedzi z takimi kategoriami jak piękno, pojawiające się w niemal każdym słowie, każdej myśli bohatera. Nawet kurtuazyjne przywitanie z bohaterką-muzą, nabiera tutaj charakteru obcowania z czystym pięknem, zachwytu nim. Kobieta staje się dla niego natchnieniem, sensem istnienia, każdy jej gest, każdy jej oddech mężczyzna chłonie, jakby był mu potrzebny do życia. Za pięknem pojawiają się też rozważania o przemijaniu, kiedy bohater porównuje się do japońskich starców, o których czytał w powieści Yasunari Kawabaty (innego, obok Marqueza noblisty, w dziedzinie literatury). Wraz z tym motywem pojawia się jednak kolejny raz manifestacja piękna, tutaj postrzeganego, jako doznanie towarzyszące widokowi nagiego, kobiecego ciała. Piękna, którego doświadczanie nie polega na dotykaniu, które mogłoby je skalać, a po prostu obcowaniu z nim. Marquez mówi o tym słowami bohatera: „Przeczytałem przepiękną powieść Yasunari Kawabaty o starcach z mieszczańskiego Kioto, którzy płacili ogromne pieniądze tylko za możliwość przyglądania się przez całą noc najpiękniejszym, nagim i oszołomionym narkotykami dziewczętom, leżąc obok nich, w tym samym łóżku i konając z miłości. Nie mogli dziewcząt ani obudzić, ani dotknąć, i nawet tego nie próbowali, bo istota rozkoszy polegała wyłącznie na przypatrywaniu się, jak śpią. Tej nocy, czuwając nad snem królewny, nie tylko pojąłem owo starcze wyrafinowanie, ale i samemu go w pełni doświadczyłem”.
Gdzieś w tym wszystkim, pomiędzy zdarzeniami, myślami, wyobrażeniami, czy wspomnieniami bohatera, pojawia się istota literatury, nawiązująca do starogreckiego katharsis. Nie jest to może próba wywołania litości i trwogi, która w założeniu Arystotelesowskim jest źródłem oczyszczenia, ale wydaje mi się, że moc realizmu magicznego działa w bardzo podobny sposób. Wydarzenia, myśli, wyobraźnia wykorzystane i przedstawione w utworze literackim (podobnie jak litość i trwoga) docierają do naszej głębi, doprowadzają do refleksji nad uniwersalnymi wartościami i innego, bardziej magicznego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości.
Świadome czytanie utworów, utrzymanych w nurcie realizmu magicznego, nie jest proste. Wymaga umiejętności odbierania literatury w sposób estetyzujący, jako dzieła sztuki. Jest to tym trudniejsze, ze względu na to, że praktyka szkolna, jak wspomniałem na początku artykułu, „wycina” nam w najbardziej oczywistym miejscu naukę o literaturze, odwołującej się do wierzeń, legend, magii i mistycyzmu. Nie można jej tak do końca za to winić, w końcu taka, jest nasza narodowa historia.
Pełne obcowanie z tekstem utrzymanym w estetyce realizmu magicznego, oprócz kompetencji czytelniczych, wydaje mi się, że wymaga również pewnego, charakterystycznego postrzegania świata. Dostrzegania w nim rzeczy niezwykłych, dziejących się niemal w każdej chwili naszego życia w szarej rzeczywistości. Dostrzegania tego, co piękne, niezwykłe, czasami dziwne. Otwartości na to, co nieznane, a nawet przeczące logicznemu postrzeganiu świata. A czasami trochę wiary. Nie tej wyznawanej w kościele, zborze czy synagodze, ale takiej prostej wiary w to, że cuda zdarzają się każdego dnia, wystarczy je tylko dostrzec.
Jak tworzyć wartościowe utwory w estetyce realizmu magicznego? Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Założenia przedstawiłem wyżej, więc na pewno warto się ich trzymać. Wydaje mi się, że uważne obserwowanie otaczającego świata, doskonała znajomość i umiejętność rozpoznawania emocji i uczuć (a więc inteligencja emocjonalna), dostrzeganie – niczym impresjoniści – tego, co ulotne, zatopienie gdzieś w świecie marzeń i wiara w to, że nie jesteśmy tu tylko po to, by dotrwać do śmierci, to podstawy, które mogą stanowić dobry początek do pracy nad warsztatem.
Na zakończenie jeszcze jedno spostrzeżenie. Przygotowując się do napisania tego artykułu, rozmawiając o realizmie magicznym z tymi, którzy znają go lepiej ode mnie, a przede wszystkim dokonując analizy i interpretacji Samolotu śpiącej królewny, dostrzegłem pewne podobieństwa w pojmowaniu literatury (a więc jednej z gałęzi sztuki) do tego, o którym już w przeszłości czytałem. Stanisław Przybyszewski – autor Confiteora, pisał w 1899 roku (a więc ponad dwadzieścia lat przed powstaniem estetyki realizmu magicznego) :
„Sztuka jest odtworzeniem tego, co jest wiecznym, niezależnym od wszystkich zmian lub przypadkowości, niezawisłym ani od czasu, ani od przestrzeni, a więc: odtworzeniem istotności, tj. duszy. I to duszy, czy się we wszechświecie, czy w ludzkości, czy w pojedynczym indywiduum przejawia. […] Sztuka jest objawieniem duszy we wszystkich jej stanach, śledzi ją na wszystkich drogach, wybiega za nią we wieczność i wszechprzestrzeń, wgłębia się z nią w praiły bytu i sięga w tęczowe szczyty. Sztuka nie ma żadnego celu, jest celem samym w sobie, jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu – duszy”.
A co Wy sądzicie? Czy manifest polskiego modernizmu i realizm magiczny mają ze sobą coś wspólnego?
Autorem wpisu jest Wojciech Elszyn, magister filologii polskiej o specjalizacji filmoznawczej, twórca krótkich form epickich, pasjonat zagadnień z zakresu teorii literatury, prowadzący w ramach Akademii Rozwoju MasterMind warsztaty pisarskie i filmowe.
W Polsce, realizm magiczny pięknie prezentuje twórczość Jana Jakuba Kolskiego zarówno filmowa, tu wyróżniłabym szczególnie mi bliskie: „Historia Kina w Popielawach” czy „Jasminum” jak i literacka „Jańcio Wodnik i inne nowele”. Miałam to szczęście wybrać jako temat na maturę ustną z języka polskiego „Realizm magiczny w twórczości Jana Jakub Kolskiego”, przygotowywanie się do egzaminu było nieskrywaną przyjemnością i bajkowym przeżyciem 🙂 O percepcji twórczości Jana Jakuba Kolskiego, a co się z tym wiąże realizmu magicznego cudownie i w moim odczuciu niezwykle trafnie mówił Adam Ferency, twierdząc że przy odbiorze najważniejsza jest emocje, których doświadczamy w momencie czytania/oglądania i jeśli one później pozostają w nas w postaci refleksji to wspaniale, jeśli jednak nie to nic nie szkodzi, istotne jest że były w tym właściwym momencie (jest to oczywiście moja parafraza słów aktora, ponieważ nie pamiętam dokładnie wypowiedzi – jest ona jednak na płycie z filmem „Jasminum”, w formie materiałów dodatkowych). Warto wspomnieć, że Jan Jakub Kolski jest zainspirowany twórczością Gabriela Garcii Marqueza, z tego co się orientuję to Panowie chyba się nawet kiedyś spotkali 🙂