W obronie autorytetów
Odszedł Mistrz
Dla jednych reżyser, dla innych prekursor nurtów w kinematografii, dla wielu – niezaprzeczalnie – Mistrz. Andrzej Wajda. Odszedł, pozostawiając po sobie czterdzieści filmów. Wśród nich te, które zapisały się wielkimi literami w historii polskiego kina. Obok Hasa, Polańskiego, Kieślowskiego czy Holland najbardziej rozpoznawalny na świecie polski reżyser. Współtwórca polskiej szkoły filmowej oraz kina moralnego niepokoju – dwu nurtów, które odcisnęły największe piętno na rodzimej kinematografii dwudziestego wieku. Wzór godny naśladowania oraz skarbnica wiedzy dla, przekraczających po raz pierwszy granicę sztuki, reżyserów.
Odejście Mistrza oraz powrót, na razie we wspomnieniach, ale niedługo z pewnością też bardziej namacalnie (przed ekranem telewizora) do jego twórczości, skłonił mnie do refleksji na temat pozycji autorytetów w dzisiejszym świecie sztuki. Myśl o ludziach, których określam mianem „autorytet”, była punktem wyjścia do przyjrzenia się podejściu młodych pisarzy-amatorów do grupy, uchodzącej w moim odczuciu za największy wzór w dziedzinie literatury – filologów, tworzących środowisko naukowe.
Co się stało z autorytetami?
O naukowcach (filologach) usłyszałem i przeczytałem różne, często skrajne opinie. Wśród młodych twórców, stojących nawet jeszcze nie na progu swojej przygody z pisaniem, pierwszoplanową rolę odegrała postawa negowania autorytetów, związanych zawodowo z uczelniami. Negacja ta była zazwyczaj uzasadniana skostnieniem środowiska naukowego oraz akademickimi nadinterpretacjami podczas badania literatury.
Przez to pierwsze rozumiana jest postawa doktorów i profesorów, polegająca na ciągłym prowadzeniu przez nich badań nad utworami, o których zdawać się może, że powiedziano już wszystko, przy jednoczesnym braku refleksji nad pozycjami najnowszymi, czy wręcz – bo tak to odebrałem – stawiania tych pozycji na gorszej pozycji od klasycznego kanonu literatury polskiej czy światowej. Jest to często powtarzany zarzut, moim zdaniem nieuzasadniony. Warto w pierwszej kolejności zastanowić się, czy utwory, publikowane przez młodych, początkujących twórców, stanowią materiał, nad którym filolodzy – badacze historii literatury, chcą i powinni się pochylać. Pomijając kwestię, że literaturą współcześnie tworzoną zajmują się przede wszystkim krytycy, a nie historycy, warto zwrócić uwagę na fakt, że współczesność (rozumiana jako twórczość po drugiej wojnie światowej) stanowi tylko jedną z dziesięciu epok literackich, a więc można przyjąć, że jedynie 10% naukowców będzie posiadało specjalistyczną wiedzę o tej części historii literatury. Wszyscy oni mają również swoje specjalizacje. A więc musimy sobie zdać sprawę z tego, że natrafienie na filologa, który zainteresowaniem naukowym uczynił współczesną, amatorską literaturę popularną, nie jest takie proste.
Nadinterpretacje akademickie były natomiast tłumaczone, jako doszukiwanie się w utworach treści i wartości, których w nich po prostu nie ma. Myślę, że nie sposób zrozumieć zasadności twierdzeń środowiska, od którego jest się całkowicie oderwanym. Dodatkowo paradoksalna jest tu postawa „młodych” twórców, którzy albo są jeszcze na etapie szkolnym, lub posiadają niemiłe wspomnienia, dotyczące interpretacji utworów literackich z tego okresu. „Młodzi” walczą w szkole niejednokrotnie niczym lwy o przyznanie im prawa do ich własnych odczytań analizowanych i interpretowanych utworów (szczególnie lirycznych). Jednocześnie ta sama grupa zarzuca ludziom, którzy poświęcili całe życie badaniu literatury, właśnie nadinterpretowanie treści utworów.
Z filologami, w pełnym rozumieniu tego słowa, miałem styczność przede wszystkim w trakcie moich studiów polonistycznych. Cenię sobie bardzo ten czas, a także możliwość uczestnictwa w wykładach, ćwiczeniach, konwersatoriach czy seminarium. Uważam, że to jeden z najbardziej rozwijających intelektualnie okresów w moim życiu. Kto miałby być dla mnie większym autorytetem niż ludzie, dla których historia i teoria literatury, krytyka literacka czy korespondencja sztuk to nie wyuczony zawód, lecz pasja.
Osobiście bardzo cenię środowisko osób, którzy poświęcili życie badaniu literatury. Z własnego doświadczenia wiem, że reprezentują je ludzie elokwentni, inteligentni i oczytani. Myślę, że szczególnie pozycja pisarzy-amatorów, brak doświadczenia i wcześniejszej styczności z przedstawicielami nauki – filologami (np. pierwszy kontakt wynika ze składu jury konkursu pisarskiego, w którym startuje młody twórca, a doktor czy profesor uniwersytetu zasiadają w jury) powoduje, że młodzi ludzie nie potrafią znaleźć wspólnego języka z naukowcami. Bo trzeba jasno powiedzieć, język naukowy jest bardzo specyficzny i by go w pełni zrozumieć trzeba wykonać tytaniczną pracę, wczytać się w rozprawy naukowe, zacząć posługiwać się charakterystyczną nomenklaturą na co dzień. Do dziś pamiętam, jak analizując pierwsze teksty teoretycznoliterackie siedziałem ze słownikiem i próbowałem zrozumieć ich sens, rozkładając zdania na czynniki pierwsze.
Filolodzy w moim życiu
Gdyby nie recenzent mojej pracy magisterskiej, doktor nauk humanistycznych, z jednej strony nie potrafiłbym spojrzeć na filmy zmarłego reżysera krytycznie, ale też nie zgłębiłbym tematu aluzji literackiej, a co za tym idzie, mógłbym nie dostrzec znaczenia scen, takich jak „płonące kieliszki” w Popiele i diamencie. Gdyby nie wykłady z historii filmu polskiego, z pewnością pojęcie szkoły polskiej byłoby dla mnie dużo bardziej mgliste. To tam zobaczyłem po raz pierwszy Pokolenie czy Wszystko na sprzedaż. Gdyby nie rekomendacja twórczości Iwaszkiewicza na zajęciach (już nawet nie pamiętam czy z Młodej Polski, Dwudziestolecia Międzywojennego czy Współczesności), pewnie nie zwróciłbym uwagi na Panny z Wilka.
Gdyby nie kontakt ze środowiskiem akademickim, gdyby nie naturalna dla niego wnikliwość, poszukiwanie tego, co dla „zwykłych zjadaczy chleba” niedostrzegalne, a przede wszystkim szeroka wiedza i oczytanie, którego nie można odmówić filologom, nie potrafiłbym z pewnością, docenić w pełni twórczości Andrzeja Wajdy.
Warto jednak wspomnieć, także o innych sytuacjach. Gdy wszyscy zachwycali się Orwellem, który opisywał świat przyszłości w Roku 1984, od mojego promotora usłyszałem, że za parę lat krytycy zostawią autora Folwarku zwierzęcego i docenią twórczość Aldousa Huxley’a. I gdy przeglądam artykuły dotyczące wizji przyszłości w literaturze, uśmiecham się pod nosem, bo to Nowy wspaniały świat jest obecnie częściej analizowanym dziełem. Na studiach, od przedstawicieli środowiska, którego autorytet jest przez młodych negowany lub podważany usłyszałem pierwszy raz w życiu o Stryjeńskiej czy Irzykowskim i jego Pałubie. To tam po raz pierwszy przeczytałem Confiteor Przybyszewskiego. Tam zwrócono mi uwagę na literaturę współczesną, poezję Rymkiewicza. To na uczelni dowiedziałem się wszystkiego, co dziś wiem o systemach wersyfikacyjnych, czy literaturze popularnej.
Najważniejsze jednak, że to dzięki nim – pracownikom naukowym, doktorom, profesorom – piszę, starając się tłumaczyć na prosty język zawiłe zagadnienia teorii literatury, odkrywać przed pisarzami-amatorami zawiłości warsztatu pisarskiego. To oni – początkowo na ćwiczeniach z poetyki oraz teorii literatury, później na seminariach w Zakładzie Teorii Literatury – zarazili mnie tą pasją, sprawili, że dostrzegłem w słowie pisanym potencjał twórczy, w tekstach literackich potrafiłem znaleźć odpowiedzi na doskwierający głód wiedzy, zaś w pozostałych dziedzinach sztuki dostrzegłem piękno, które wcześniej stanowiło dla mnie tajemnicę. Wiem, że dzięki ich pracy dziś jestem mądrzejszym, uwrażliwionym na wiele aspektów życia człowiekiem.
Posłowie
Zamiast negować, zamiast podważać wiedzę, umiejętności środowiska akademickiego, niech każdy z nas, doceniających wartość słowa pisanego, bez względu na wiek, doświadczenie czy dorobek twórczy, bez względu na własny system wartości, warsztat krytyczno-literacki, zastanowi się, ile stracimy, gdy zabraknie tych, którzy całe życie poświęcili filologii.
Autorem wpisu jest Wojciech Elszyn, magister filologii polskiej o specjalizacji filmoznawczej, twórca krótkich form epickich, pasjonat zagadnień z zakresu teorii literatury, prowadzący w ramach Akademii Rozwoju MasterMind warsztaty pisarskie i filmowe.